Gdańskie lungo
Spokojnie przez miasto. Raport z jazdy
Wczoraj jeździłem by zdobyć bonus za 20 zleceń w tygodniu. Dzisiaj po prostu jeździłem. A jak inaczej mi się jeździło!
Było po prostu spokojnie. Ruch w interesie był niemały, ale spokojnie dało się wszystko ogarnąć bez spóźnień.
Ciekawa jest (przynajmniej dla mnie) powyższa tabelka codziennych zarobków. Dzisiaj i wczoraj to były bardzo podobne dni. Różnica w zarobkach to 10 groszy, tyle samo zleceń, podobny czas. Jedna jest różnica - wczoraj jeździłem bez grafiku, "jak strażak", byłem w gotowości i wskakiwałem na rower gdy pojawiało się zlecenie. Dzisiaj musiałem jeździć między 14 a 17.
Jak wyjechałem z domu to przywitałem się z bilboardem. Znam Jacka z billboardu także cześć mu mówię :)
No i teraz po kolei zleceniami. Zdjęć nocnych dzisiaj nie mam.
I. Trochę musiałem się naczekać na pierwsze zlecenie. Kręciłem pętlę małymi osiedlowymi uliczkami Przymorza Małego. Przed pracą jako kurier jeździłem tędy dość rzadko. Lęborska, Słupska, Śląska dzień w dzień. W końcu z jedzeniem dojechałem na Piastowską. Nasi klienci to głównie mieszkańcy nowych osiedli.
Piastowska to głównie stare domy z początku i połowy XX wieku. No ale między nimi znalazł się jeden nowy. I do niego pojechałem. Miałem problem z wyjściem z budynku. Więzienna moda na zabezpieczenia przed złodziejami utrudnia nieraz mi życie. Guzik przy furtce nie działał, tak że aż spytałem klientki przez domofon jak stąd wyjść.
II. Wracałem w strefę restauracji i przy biurowcach na Arkońskiej system nakazał mi jechać na obrzeża Oliwy do restauracji. Stamtąd z jedzeniem do najwyższego biurowca północnej Polski (o fallicznym kształcie). Niestety w takich miejscach wstęp mamy tylko do hallu.
Zauważyłem tu zaaranżowany zielony kącik z orientalnymi drzewami. W sumie mógłbym tu czekać z torbą Wolta na kolejne zlecenia - to jest miejsce na granicy naszej gorącej strefy. Ciekawe czy by mnie wyrzucili?
III. Jako że byłem na kurierskim dyżurze to przy hali Olivia przysiadłem na panelach i chwilę poczytałem niusy w komórce. Niedługo. Kazano mi jechać do Alfa Centrum. Śmignąłem Kołobrzeską. Ile razy tędy jadę to się dziwię czemu rowerzyści boją się nią jechać. 80% jeździ po chodniku. Zlecenie marzenie bo na drugą stronę ulicy Chłopskiej. Szybko i sprawnie.
IV. Kolejne zlecenie z drugiego końca ruchliwej Kołobrzeskiej. Także znowu się dziwiłem czemu ci rowerzyści wybierają chodniki. Z jedzeniem dojechałem tam gdzie przedwczoraj mnie próbował pies ugryźć. Udało mi się znowu wjechać za jakimś kierowcą, który otworzył szlaban.
V. Jechałem w stronę domu a po kilometrze znowu system mnie "nawrócił". Jakby nie mógł 5 minut wcześniej? Wezwała mnie cukiernia, nawet tam zdążyłem. Jechałem do tego samego człowieka u którego byłem przedwczoraj. Pisałem wtedy o Zaspie i wielkiej łące, którą chyba kiedyś zabudują. Kurs z tego samego miejsca co wtedy. Chyba dla moich własnych potrzeb będę nazywał tego pana "łasuchem". Bo cieszy się wyraźnie gdy dostaje swoje słodycze. W sumie wcale mu się nie dziwię.
VI. Skoro mnie wyrzuciło na Zaspę to trzeba wracać na Przymorze bo jeszcze mnie jakaś restauracja z Wrzeszcza wezwie. Wtedy na koniec pracy bym miał kurs daleko od domu. Tak próbujemy walczyć z systemem, internetem i GPS. Jadąc na Przymorze dostałem kolejne zlecenie z pizzerii sąsiadującej z cukiernią w której niedawno byłem. Tylko trzeba było przekroczyć Al. Rzeczypospolitej. Jedno skrzyżowanie ale 5 (!) świateł. Kurs znowu na Zaspę tylko po drugiej stronie ul. Rzeczypospolitej. I znowu te same światła na których ledwo co czekałem.
VII. Ostanie minuty dyżuru oczywiście wracałem w stronę domu. Zarobek za te 6 zleceń w 3 godziny dyżuru wyniósł 54,9 zł. Gdybym nie miał żadnych zleceń (teoretycznie) to zarobił bym za te dyżurowanie... 54 zł. Ale to akurat fajnie, że było co robić. Siedzenie w marketach bardzo irytuje. Jak tak liczyłem w głowie to wezwała mnie restauracja w Oliwie. Znowu zdążyłem, a nie było to wcale takie proste. Godziny szczytu to fajny czas dla rowerzystów. Mijamy sznury aut.
Zlecenie miałem w stronę morza na ulicę która bo walkach na linii państwo-miasto nazywa się Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. U nas w aplikacji ciągle jest Dąbrowszczaków. Stary czteropiętrowy blok. Na koniec (podobno tak jest zawsze - czwarte piętro bez windy). Wracałem spokojniejszą drogą (Krzywoustego) i przez te 20 minut żadne zlecenie nie wpadło. I tak znalazłem się w domu.
Dzisiaj było spokojnie i dość komfortowo. To chyba przez dyżur. Nie było tej presji łapania zleceń. Lepsza też była pora. Lubię jeździć jak jest ciemno. Zdjęcia wychodzą gorsze, ale tak nie wieje.
Szkoda, że ten krokomierz nie pokazuje intensywności wysiłku. Tylko kroki.