Gdańskie lungo
Wypaliło! 8 zleceń - tak miało być też wczoraj
Dzisiejsze rozwożenie przypominało trochę te z ostatniego piątku. Podobieństwa widać na mapie, podobna jest też ilość zleceń i czas jazdy.
Na początek fotorelacja:
Ładnie poprawiono ulicę Słupską. Wcześniej zamiast krzaczków były tu trawniki do parkowania a auta i tak parkowały na chodnikach.
W biurowcu przy strefie relaksu.
Widoki na Zaspę
Jeden z moich ulubionych murali. Jak byłem na wernisażu i David de la Mano i Pablo Sanchez Herrero prezentowali swoje dzieło to nie byłem zachwycony. A teraz widzę jak na dłoni, że te drzewa i mural się przenikają i wciągają człowieka wgłąb malowidła. Uwielbiam. Zaspa pełna jest takich dzieł sztuki!
Dom ten ma 110 lat - powstawał "za Niemca" gdy w sąsiedztwie był duży garnizon wojskowy. Tu były wille dowódców.
Suchanino. Na zdjęciu nie widać, ale na oko było widać - tam w dole Martwą Wisłę i statki w remoncie. Między innymi było widać statek Steny Line.
Chwalone urbanistycznie osiedle Garnizon we Wrzeszczu. Dawniej koszary a teraz miejskie osiedle pełne usług, restauracji, fajnych przestrzeni. Pisał o tym np. Filip Springer tu http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,20369291,garnizon-w-gdanskim-wrzeszczu-prowadzony-jest-eksperyment-przeszczepiania.html
Dla wytrwałych opis dzisiejszych mini-przygód kurierskich:
Dzisiaj miałem dyżur przez 3 godziny i były to dość nudne godziny. W tym czasie miałem 4 zlecenia. Na pierwsze zlecenie aż pół godziny czekałem w centrum handlowym. Cieszy sporo zamówień z tajskiej knajpki - cieszy bo blisko mam stąd do domu. Jest nadzieja na szybkie zlecenia z domu. Na drugie naczekałem się przy Hali Olivia. Też coś ponad 20 minut czekania. Przyszedł w końcu kurs z cukierni na Zaspę. Fajną drogą jechałem i potem to powtórzyłem. Normalnie jeździłem ruchliwą Hynka a dzisiaj małymi osiedlowymi dróżkami. Wróciłem jak bumerang na Przymorze i znowu się tułałem po ławeczkach. Robiło się już zimno. W końcu przyszło zlecenie by jechać do cukierni a z eklerkami do centrum Wrzeszcza. Czyli zanosi się na zmianę dzielnicy. Może i dobrze.
Oczy klientki niemal rozrywały tytkę z eklerkami. Serio. Wielka radość. Myślę że gdybym przeciągał wydanie pudełka ze słodkościami to rozstał bym ogłuszony piskiem, rozszarpany pazurami i zepchnięty ze schodów :)
Rozglądałem się po kamienicach z 1910 roku.
Ciekawa okolica bo to kwartał dawnych dowódców garnizonu huzarów śmierci. Za ulicą były koszary a tu wypasione chaty pruskich dowódców.
Akurat po zrobieniu 3 zdjęć dostałem zlecenie by jechać z jedzeniem na podnóże Suchanina. Kawał drogi i pod górę. Uff. Z drugiej strony to było dopiero 4 zlecenie i to podczas dyżuru także "czy się stoi czy się leży 54 się należy". Może to i lepiej bo się trochę rozruszam. Testowałem czy da się tam jakoś inaczej wjechać oraz zjechać całą ul. Dębinki, ale zawróciłem bo szkoda czasu no i nie wypada w czasie dyżuru oddalać się od hotspotu.
Wróciłem leniwie do Wrzeszcza. Siły jeszcze miałem. Przede wszystkim chciałem zrobić więcej zleceń. Celuję w 110 zleceń miesięcznie i póki jest czas to trzeba je łapać. We Wrzeszczu zrobiłem sobie powiedzmy że mini-piknik i po 20 minutach dostałem piąte dzisiaj zlecenie. Krótkie bo w obrębie jednej dzielnicy. Jechałem przez okolice Dolnego Wrzeszcza i koło domu gdzie mieszkał Gunter Grass. Szóste zlecenie przyszło 5 minut po poprzednim. Też krótkie i łatwe.
Fajnie bo kolejne zlecenie przyszło z restauracji z okolic mojego domu. Czyli przenoszę się na koniec w swoje rewiry. I tu miałem zlecenie na Przymorze do irytującego osiedla z dziwnymi domofonami. Potem dziwna wizyta na Żabiance bo w barze czekało na mnie jedzenie, ale schowane pod ladą i nikt nie raczył mi go podać przez 5 minut. Zresztą go nie widziałem. Dopiero po 3 minutach zauważyłem, że za ladą siedzi ktoś zgarbiony z telefonem...
W końcu dostałem jedzenie i pojechałem do... dawnej uczennicy klas turystycznych. Poznaliśmy się. To były świetne czasy - ambitna młodzież z sukcesami na każdym polu. Miłe spotkanie, ale z tyłu głowy miałem myśl, że frytki mogą być nieco zimne...