Jazda pełna rekordów świata (mojego)

Ale była jazda. 70 km i 13 nakarmionych gdańszczan. To mój rekord i sam się sobie dziwię, że dałem radę tak długo jeździć na rowerze. Dzisiejszej jazdy nie sposób tak łatwo opisać bo to było jednak 13 różnych tras - każda inna.

Co najbardziej zapamiętałem - byłem u Pani, u której byłem jakieś 2 miesiące temu z rozlaną przeze mnie zupą. Chyba sprowadzam na nią fatum. Tym razem przywiozłem jej jedną pizzę za mało... Przez to musiałem wracać do knajpki - tam zwróciłem im uwagę, że o czymś chyba zapomnieli. Ja w sumie też trochę nawaliłem bo powinienem sprawdzić ile pizz wiozę, a zdałem się na wiarę. Już kiedyś od nich wiozłem dwie pizze i były w jednym kartonie. Tym razem to się jednak nie powtórzyło. Z rozmowy wynikło, że pomyłka zaszła przez stres spowodowany wizytą szefowej w knajpie. Wtedy pracownicy świrują :)

Jak wróciłem do poszkodowanej klientki z drugą pizzą i bonusami od knajpki to chwilę porozmawialiśmy i okazało się, ze tamtą zupę udało się uratować :) :)

Co jeszcze dzisiaj się działo? Byłem w miejscu z najładniejszym widokiem na zatokę - tym razem był zmierzch. Zdjęcia jednak wyszły tak sobie. Byłem też nad morzem z ostatnim zleceniem - średnio korzystnie bo potem miałem daleko do domu.

Byłem też w końcu w tzw. Małej Warszawie - czyli części Małego Przymorza z domkami w których przed wojną mieszkało sporo Polaków. W Wolnym Mieście Gdańsku Polaków było bardzo mało. Mniej niż 10 procent. Wówczas było to obrzeże Oliwy, a ludzie co byli często pracownikami kolei.

Tam też sfotografowałem ten klasyczny polski napis...

Najbardziej dzisiaj mnie cieszy to, że żyję po 70 km! Miałem dobrą taktykę. Pierwsze trzy godziny miałem gwarancję (nazywam to dyżurem), ale ruch był spory także gwarancję stawki godzinowej minimalnie przekroczyłem. W tym czasie jeździłem pomału, spokojnie - a i tak wszędzie byłem przed czasem. Czasami bardzo przed czasem - np. 11 i 13 minut. Klienci się dziwili lub chwalili. Słyszałem, cytuję: "patrzcie, naprawdę wam polecam zamawianie z Wolta (...)". Podejrzewam, że chodzi o to, że to były godziny szczytu, a mój rower sobie z tym świetnie radzi.

System też mnie fajnie prowadził. Żadnych ciężkich podjazdów. Wiatr dopiero poczułem wracając do domu.
Korzystałem z tego widząc, że mamy piąteczek - najlepszy dzień w tygodniu na zamawianie żarcia. Dzięki temu zrobiłem tyle co w 3 słabe dni.

29330
Cycling

Opera Zdjęcie_2020-01-24_220003_www.strava.com.png
Bardzo korzystna mapa. Chyba z pięć dostaw na Przymorzu, raz w Oliwie, raz na Zaspie i dwa razy we Wrzeszczu i raz w Brzeźnie.
Opera Zdjęcie_2020-01-24_221008_docs.google.com.png