Gdańskie lungo
Gdańskie historyjki przy okazji rozwożenia jedzenia
Ponad cztery godziny jazdy za mną. Nie było lekko. Na początek kilka zdjęć. Będzie też kilka krótkich opisów tego co zobaczyłem. Przez pierwsze dwie godziny ciężko było je robić bo zwyczajnie nie było na to czasu. Na początek widok z ósmego piętra Żabianki w stronę morza.
Nie było czasu na podejście do okna no, ale może dzięki temu zdjęcie jest ciekawsze.
A to zdjęcie z Jelitkowa z parku. Po lewej wydma a za nią już morze. Samo Jelitkowo to najspokojniejsze gdańskie kąpielisko. Przed wojną miało długie, wąskie molo. Teraz niestety mola już nie ma. Przed wojną mieliśmy mola w Orłowie, Sopocie, Jelitkowie, Brzeźnie i na Westerplatte. Atrakcji było mnóstwo. Dwa lata temu odwiedziliśmy niemiecki Uznam i tam nadal tak jest. Co miejscowość, dzielnica to molo.
Ten nowoczesny budynek to hala gimnastyczna Leszka Blanika - naszego mistrza skoku przez kozła. Od frontu mamy duży napis: "Hala Leszka Blanika". Dość niespotykany napis bo pan Leszek żyje i ma się dobrze... No nie wiem. Też tak myślicie?
Ta ceglana budowla to szkoła w Dolnym Wrzeszczu, do której chodził m.in. gdański noblista. Nie, nie Lech Wałęsa. Chodzi o Güntera Grassa. Wybudowana w 1929 roku. Ciekawy przykład architektury z czasów Wolnego Miasta Gdańska. Widać lekki modernizm, ale zalano go uwielbianym przez Niemców neogotykiem. Tu więcej: link
Następne zdjęcie także z Dolnego Wrzeszcza. Plac Wybickiego. Ciekawe miejsce. Wieńczy go wieża dawnego wydziału Biologii UG. Uniwersytet jednak na początku XXI wieku przeniósł się do Oliwy. Z tym ceglanym budynkiem wiąże się ciekawa historia. To miejsce gdzie jest zbudowany to były dawne koszary. Zbudowane w latach 1912-1916. Pechowy to był czas dla Niemców. Zaczęli je budować, gdy w pobliżu było lotnisko. Tu powstały koszary dla wojsk łączności. Ten budynek z wieżyczką to było właśnie obserwatorium.
No, ale to był czas I wojny światowej - a dla Gdańska ta wojna zakończyła się czymś zaskakującym. Klęska Niemiec to raz. Dwa - Gdańsk stał się Wolnym Miastem Gdańskiem, który postanowiono zdemilitaryzować. Tym samym ledwo co zbudowane, nowoczesne koszary stały się "polskim zaułkiem".
Ujeżdżalnie koni przebudowano na kościół św. Stanisława a do koszarowych budynków wprowadzili się polscy studenci oraz m.in. sportowcy (klub Gedania).
Tyle historyjek, teraz o tym jak się dzisiaj jeździło. Najlepiej to wszystko zobrazuje mapka:
1, 2. - pierwsze kursy bardzo północne. Dość długie. Ruch był duży bo i w miejscu jedynki i dwójki na mapie dostałem nowe zlecenia a byłem na prawdę daleko od naszych restauracji.
3,4 - zmęczyło mnie to jeżdżenie po Przymorzu i Żabiance. Może to dlatego, że dzisiaj aplikacja mnie "goniła". Za 5 minut bądź tu, za 10 minut tu - wszystko na styk, często miałem 5-10 minutowe opóźnienia.
5 - zlecenie trudne bo przez tory kolejowe no i nie znałem dokładnie lokalizacji wejścia do akademika. Na szczęście po tym zleceniu miałem 15-20 minut luzu. Bez tego chyba bym padł.
6 - bardzo przyjemne zlecenie. Przez zielony park a do siódmego zlecenia fajna, wygodna droga pasami rowerowymi,
7,8,9 - krążyłem między Zaspą i Wrzeszczem. Trochę pogadałem z kumplami z pracy. Ostatnie wrzeszczańskie zlecenie miałem źle oznaczone na mapce - Google Maps nieraz świruje. Trochę pomyślałem i w końcu trafiłem do klientki.
10 - przegonili mnie z powrotem do Oliwy. Dobrze - bo tu mieszkam. Szybko kliknąłem, ze to ma być moje ostatnie dzisiaj zlecenie i po nim wróciłem do domu.
Dzisiaj większość zleceń też była z opcją: "No-contact" Czasem to wychodzi kuriozalnie bo nie da się np. zostawić komuś jedzenia przed drzwiami gdy klient pracuje na straganie. Najczęściej wygląda to tak: