Z tych wszystkich oprowadzań boli mnie tylko komercjalizacja, która nas otacza. No bo skoro większość grup to grupy szkolne to możemy tam kupić masę pamiątek. Diabełki, które wkurzają nauczycieli i śmierdzą, maski z twarzami polityków, figurki, magnesy na lodówkę. Najgorsze dla mnie były jednak tęczowe alpaki lub lamy.
Dwukrotnie tak miałem, że tłumiłem w sobie irytację "level 100". Człowiek się wczuwa, mówi o ofiarach wojny, poświęceniu, świetnym przygotowaniu, wartowniach, ogniu krzyżowym by po minucie znaleźć się... w krzyżowym ogniu pytań: "Kiedy będziemy przy alpakach bo muszę kupić!"
45 zł za takie coś.
Druga sprawa to polityzacja Westerplatte. Co chwilę kamery, politycy robiący konferencje prasowe, pojedynek na tablice. Jedni chcą odbudować i zabrać, inni mówią o 3 koncepcjach i zaborze. Merytoryki niewiele, obie strony mają sporo racji, ale argumentami posługują się tylko dla celów politycznych. Marzę o kompromisie.
O tempora o mores!
Płynie sobie do nas rosyjski węgiel