Sopockie zakamarki
Szaleństwo zamawiania (czemu?)
Tydzień temu pisałem, że ludzie prawie nic nie zamawiają. Kombinowałem, że może nauczyli się gotować, może do pracy wzięli kanapki?
Dzisiaj przypuszczam, że ludzie dostali wypłatę i rzucili się do zamawiania. Serio, to co się działo przez pierwsze dwie godziny pracy - to czegoś takiego jeszcze nie miałem.
Po kolei:
I - już zamykając furtkę od domu dostałem pierwsze zlecenie. Bardzo szybko, optymalnie. Spokojnie mogłem dojechać do restauracji. Miałem ok 4 minuty czekania na przygotowanie dania. Kto by pomyślał, że to będzie najspokojniejsza chwila w następnych dwóch godzinach. Jedzenie wiozłem na Żabiankę do gabinetu dentystycznego.
II - od razu z Żabianki dostałem polecenie by jechać na Przymorze do Mantry. Wziąłem zamówienie, wyszedłem do roweru, odhaczyłem zadanie w aplikacji... a ta każe mi wracać po drugie zamówienie. Fajnie. Z pierwszym jechałem do najbliższych biurowców.
III - z drugim jechałem na Gospódkę, czyli okolice przystanku SKM Żabianka. Dość daleko, ale po płaskim i dość ciekawą trasa. Jak na razie zamówienie za zamówieniem. W godzinę zrobiłem aż 3. To się rzadko zdarza.
IV - myślałem że odsapnę, a tu miałem w mig dojechać do Oliwy. W 2 minuty się nie dało. Z 5 minut się spóźniłem. Kelnerka wyszła mi z zamówieniem przed restaurację. To miło. Jechałem do dawnego ucznia. Widziałem już w aplikacji jego nazwisko. Dostarczałem już do niego jesienią, jak jeszcze było ciepło i nie było trzeba nawet mieć czapki. Pogadaliśmy z minutę.
V - od razu, znowu zawołała mnie pobliska burgerownia. Z jedzeniem tym razem jechałem do firmy z Grunwaldzkiej. Blisko i szybko. Półtorej godziny mijało a ja już miałem 5 zleceń (norma to 3).
VI - myślałem że dadzą mi odpocząć, bo przecież w poniedziałki jest najmniejszy ruch. Miałem 2 minuty ”odpoczynku" bez zadania. Dostałem polecenie by jechać do pierogarni na Żabiance. Tam mnie jeszcze nie było. Obawiałem się, że to lokal po schodach na deptaku. Sprawnie dojechałem. Wybrałem wariant Grunwaldzka-Pomorska-Subisława. Lokal znalazłem bez problemu bo już kilkaset metrów przed widziałem ich szyld. Elegancki, skromny, czytelny. Dzięki temu skorzystałem ze skrótu koło bloku. Z pierogami i barszczykiem jechałem przez całe Przymorze na początek Zaspy. Klient był z klatki I. Obawiałem się czy to nie okaże się L.
Zauważyliście że nie ma zdjęć? Nie miałem czasu, zupełnie.
VII - Życzyłem smacznego i od razu dzyń dzyń dzyń. 7 minut i masz być w tajskiej restauracji w Alchemii. Skrót przez działki i byłem mniej więcej o czasie. Z jedzeniem jechałem blisko bo do biurowców dwa skrzyżowania dalej.
W końcu pauza po 2 godzinach nieustannych zamówień. Trochę dobrze choć szkoda że wyszła taka długa. Takiego wyniku jeszcze nie miałem 7 zleceń w dwie godziny (norma to <4).
VIII - na to zlecenie 20 minut czekałem pod chmurką, a jak już zrobiło mi się chłodno to uciekłem do Alfa Centrum. Tam po kwadransie dostałem zamówienie z knajpki gdzie siedziałem pod chmurką. Z wrapem i zupą jechałem na pogranicze Żabianki i Przymorza. Na szczęście przed mostkiem na potoku, także trasa bardzo łatwa. Inna sprawa, że jak się jedzie z zupą to jak z jajkiem. Niby asfaltowe drogi a dziur mnóstwo.
Zauważyłem tam po raz pierwszy samochód z zieloną tablicą rejestracyjną. Nowy elektryk.
IX - Wróciłem do hot spotu, czyli miejsca gdzie mamy wracać. Jak już hamowałem przed ławeczką to usłyszałem dzyń dzyń dzyń. Miałem w 14 minut wrócić na Żabiankę do pierogarni. Fajnie mi się jechało.¾ trasy jechałem z jakimś rowerzystą. Prawo lewo. Przyjemny wariant po wschodniej stronie torów kolejowych.
Z pierogami i zupą jechałem do studentki u której byłem dokładnie tydzień temu o tej samej porze. Wtedy to było 3 zlecenie. Dzisiaj 9.
Klientka trochę się zasmuciła że nie było sztućców w zestawie. Nie wiem jaka jest jej dalsza historia. Moja jest taka, że od jej wydziału miałem blisko do domu :)
Jak jest tyle zleceń to człowiek wraca zadowolony do domu.