Trzy dni z Gdańskiem
Smutne rozwożenie jedzenia w apokaliptycznym świecie
Smutno się dzisiaj jeździło.
Wprawdzie tylko się włączyłem do pracy na dwie godzinki, ale jednak dzisiaj było jakoś tak dojmująco. Po pierwsze zerwał mi się łańcuch i pierwsze zlecenie musiałem przekazać komuś innemu.
Musiałem dotoczyć się do serwisu. W serwisie człowiek miał obawy przed ludźmi... Niby tylko kilka osób, ale jednak. Okazało się, że poprzednio w serwisie (d."Na rampie") założono mi zły łańcuch (dziesięciorzędowy a nie jednorzędowy). Wyszło 55 złoty za nowy z wymianą a do tego kupiłem jeszcze lampkę tylną do roweru małżonki. W sumie 115 zł.
Po drugie wszystkie dzisiejsze zlecenia były z opcją "No-contact-delivery", czyli zostaw jedzenie na progu. Rozmiem to, akceptuję w całości. Przez to jednak ta praca straciła to co było jej zaletą - dawanie ludziom radości. Klienci czekają na jedzenie i my je przywozimy, wręczamy, życzymy smacznego uśmiechniętym, miłym twarzom. Teraz tego nie ma - czasem tylko widać wystającą rękę na korytarzu.
Miałem w sumie trzy zlecenia. Na koniec miałem jeszcze problemy z aplikacją a w zasadzie z telefonem. Przyciemnił mi się skurczybyk niesamowicie.
Dalej mam wątpliwości, czy dobrze robię. Kontakt jest minimalny, ale jest. Z drugiej strony dostarczam ludziom jedzenie i oni nie muszą chodzić po tych wszystkich sklepach. Ruch w restauracjach jest teraż żaden. W restauracjach nakaz by wchodzić pojedyńczo, są wyznaczone strefy dostaw.
Zrobiłem też mapę restauracji, które świadczą usługi na dowóz w Trójmieście.
https://www.racibo.pl/2020/03/w-czasie-epidemii-tez-trzeba-jesc-mapa.html
Smutne też są widoki kolejek na pocztę i przy bankach. Ludzie w odstepach czekają na zewnątrz. Apokaliptycznie.