Trzy dni z Gdańskiem
Irytujące dostawy, ale koniec końców było OK
Na początek krótka fotorelacja. Na początku nie było czasu robić zdjęć.
Wrzeszcz ma klimat
Mural i Piesuar po prawej
Z takim pudełkiem ostatnio jeżdżę
Początek był na prawdę irytujący. Ucieszyłem się, że mam podwójne zlecenie. Z cukierni miałem jechać nie do klienta, ale do kolejnej restauracji. Tyle, że pierwszy klient mieszkał pod lasem, a drugi nad morzem. To dość daleko od siebie - jakieś 20 minut jazdy. To oznacza, że ten drugi dostał jedzenie z 20 minutowym opóźnieniem a ja musiałem jechać w rejony "pustyni zleceń".
Dość nieprzyjemne wiało, a na rowerze - wiadomo - zawsze pod wiatr.
Trzecie zlecenie dostałem z ulicy Jagiellońskiej do tajskiej restauracji we Wrzeszczu. Miałem tam być w 15 minut. Musiałbym być chyba "kolarzem w lycrze". Daleko... To oznacza, że we Wrzeszczu wówczas nie było żadnego kuriera.
Patrzę na statystyki i właśnie w tym momencie (czyli dojazd po 3 zlecenie) miałem już zrobione połowę dzisiejszych kilometrów. We Wrzeszczu trafiały mi się dziś krótkie zlecenia. Fajnie i korzystnie. Przy piątym zleceniu było trochę irytacji - klientka nie odbierała telefonu. Ostatnie trzy były łączone, tzn, że w torbie zawsze miałem dwa dania.
Widzę też, że ostatnio trochę więcej jest e-napiwków. Wedle moich statystyk kiedyś co 19 klient coś dodawał od siebie - teraz co 16. Dzięki temu zarabiamy jakieś 1,1% więcej.
W sumie wyszło 8 zleceń - całkiem nieźle.