Testowałem uchwyt na kierownicę no i zarabiałem jeżdżąc po mieście - 112/200 celu. Zostało 17 dni

Na początek kilka zdjęć:


Nowe nasadzenia w Oliwie, ale martwię się o nie. Nie widzę ich a poszło na to mnóstwo pieniędzy.

Białe miasto. Gdańsk powiedzmy że zazdrości Gdyni.

Styropianowo. Wczoraj zgłosiłem ten bałagan w naszym centrum kontaktu. Dostałem już odpowiedź, że zlecenie zamknięto bo Covid (to rozumiem) oraz że nie ma możliwości upomnienia zarządcy. Czyli syf ma zostać. Państwo z kartonu. Miasto z kartonu. Tylko PR dobry.

Estakada przy Galerii Bałtyckiej. Jak ją otwierano jakieś 8 lat temu to rozdawano korkociągi. Symbol to miał być.

Okolice stoczni.

Akademiki przyszłych medyków.

Dach "szafy" z widokiem na morze (trzeba się przyjrzeć).

Subisława na Żabiance

Inny, wczesniej nie widziany widok na skwerek w Oliwie (Plac Inwalidów Wojennych)

Tak jak pisałem wczoraj - dzisiaj pierwszy dzień jazdy z uchwytem GUB na kierownicy. Zdjęcie też znajdziecie we wczorajszym wpisie. Niestety nie będzie tutaj zdjęć tego uchwytu z telefonem, bo (rzecz banalna i przaiczna) musiałbym mieć czym zrobić to zdjęcie. Nie mam ochoty dźwigać kolejnego sprzętu do fotografowania i nagrywania. No, ale test przebiegł pozytywnie. Wadą uchytu w ogóle jest to, że mam kolejną rzecz o której muszę pamiętać przy schodzeniu z roweru (torba, zapięcie, telefon, przyłbica). Zalet jest chyba więcej. Przy drugim zleceniu miałem najlepszy na to przykład. W restauracji zapamiętałem adres klienta no i telefon schowałem do kieszeni. U klienta okazało się, że telefon w kieszeni wyczyniał cuda. Włączył się bluetooth, wyszukiwanie WIFI, wyłączył GPS, ustawił budzik i ściemnił obraz...

Od tego momentu zawsze starałem się mieć telefon w miejscu dla niego przeznaczonym.

Dzisiejsze jeżdżenie po mieście podzielił bym na trzy etapy.

Pierwszy - to północ miasta. Tu obsługiwałem przede wszystkim nową w naszej aplikacji pierogarnię Mandu. To chyba najbardziej znana pierogarnia w mieście.

Opera Zrzut ekranu_20200428_170830_www.strava.com.png

Drugi etap to etap wrzeszczański. Po czwartym zleceniu nie chciało mi się wracać do Oliwy i zdecydowałem się na strefę we Wrzeszczu. Tu miałem jechać (aż 19 minut) do pizzerii przy targowisku. Miałem podwójne zlecenie i zanosiło się, że będzie to kurs do jednego klienta. Jeden użytkownik a dwa zamówienia. Niestety, okazało się, że klient ten zamówił jedzenie do miejsca pracy i do domu jednocześnie. W pracy pan prawnik zje dwie pizze, a żona w domu jedną. Tak to wyglądało. O i na trasie spotkałem kolegę z roku. Minutę pogadaliśmy. Zawsze coś. Na tym etapie realizowałem także kurs "naprawczy". Restauracja pomyliła się i nie dała dewolaja, także zawołano mnie bym jechał z tym uzupełnieniem przez pół miasta. Płacą to jadę... Potem wysłano mnie na Aniołki (na mapie 9.). Końcówka ostro pod górę, ale na szczęście podjazd krótki. Stąd wracałem w kierunku domu. Jechało się ciężko bo wiało niekorzystnie. W ogóle dzisiaj pogoda była "zwodnicza". Ciepło, ale wiatr był jak zimny przeciąg w mieszkaniu.

Opera Zrzut ekranu_20200428_172324_docs.google.com.png

Trzeci etap to te upragnione kursy na które czekałem jadąc pod wiatr w kierunku domu. Liczyłem na jeszcze jeden-dwa zlecenia by być bliżej tej premii za 200 zleceń. Udało się bo gdzieś w połowie drogi do domu zawołała mnie hinduska Mantra. Z jedzeniem jechałem na Żabiankę na 11 piętro w bloku typu "szafa". Co ciekawe windą da się wjechać jedynie na piętro 10. Ostatnie zlecenie było idealne. Na takie coś właśnie czekałem. Klient, który zamówił frytki z czymś, to dzielnicowy sąsiad. To oznaczało, że będę w miejscu idealnym do zakończenia dzisiaj pracy. W ten sposób do domu miałem tylko 4 minutki jazdy.

Opera Zrzut ekranu_20200428_180703_docs.google.com.png



13891
Cycling