Sopockie zakamarki
Pan Chang i węże
Czemu Chang i czemu węże to będzie w kolejnych punktach mojej dzisiejszej trasy
Napracowałem się dzisiaj. Fajnie, że były ciekawe trasy. Po kilku miesiącach przerwy zawitałem na ulicę Lema na końcu Moreny. To daleko, ale przy tym słońcu przejażdżka przez las była przyjemna.
Po kolei trasy. Alfabetycznie bo gdy je numeruje to edytor świruje. Gdyby nie współczesna technologia (GPS) to bym tej trasy z pamięci nie odtworzył. Filmik z animacją będzie na końcu.
A. Rybna restauracja z Galerii Bałtyckiej na Zaspę. Przygotowanie jedzenia znacznie się opóźniło, także u klienta też byłem po czasie. Zawołała gruzińska restauracja na Zaspie.
B. Gruzińska restauracja - centrum Wrzeszcza. Ok tylko, że zaraz po tym dostałem "bumerang" - polecenie by migiem wrócić do tej samej restauracji po kolejne zlecenie. Zanosiło się opóźnienie bo to było niemożliwe.
C. Gruzińska restauracja - Garnizon. Dobrze, że znałem już ten adres bo to niezły labirynt. Od razu zawołało mnie do najbliższej restauracji. Fajnie.
D*. Restauracja na Garnizonie - restauracja makaronowa we Wrzeszczu (czyli tzw. combo - wąż zleceń). Z tymi posiłkami jechałem na ul. Chrobrego - tu był konieczny telefon do klienta bo adresu brakowało. Był tylko nic niemówiący skrótowiec. Na szczęście Pani wyszła i obyło się bez czekania.
E. Z drugim posiłkiem jechałem do bloku na końcu Wrzeszcza (ul. Ostroroga). Jakiś tydzień temu robiłem stamtąd (10 piętro) zdjęcie. Teraz sobie darowałem. Combo nr 1 zakończone. Gdy wracałem do centrum Wrzeszcza z nadzieją na odpoczynek na ławeczce w Parku Kuźniczki to zawołała mnie jednak restauracja z centrum dzielnicy.
F. Restauracja z centrum Wrzeszcza - ul. Jesionowa, czyli blisko. Tu musiałem zgłosić na support, że ta knajpka ma niewymiarowe kartony na pizzę. Nie wchodzi normalnie do naszej torby. Trzeba z rozpędu lub skosem - a nie o to chodzi. Zlecenie krótkie. Po nim miałem chwilę na odpoczynek i piknik (kwadrans). Potem zawołała mnie pobliska pizzeria. Fajnie bo blisko i spokojnie.
Trzeba było skosem
Centrum Wrzeszcza
G. Zlecenie krótkie i szybkie. Może 5 minut jazdy. Gdy wracałem do centrum dzielnicy to przyszło wezwanie od "Pana Changa".
H*. Piotr Chang Czubiński - tak mogę chyba nazwać tego klienta bo zamawia dość często z jednej restuaracji a mieszka na uliczce położonej na sporym pagórku. Zanim do Pana pojechałem to we Wrzeszczu miałem zabrać sushi - czyli miałem kolejne Combo. Fajnie bo trasa wymagająca to chociaż będą tam dwa zlecenia a nie jedno.
Pierwszy posiłek tego "węża" zawiozłem jak już pisałem na ul Czubińskiego. Należy się czytelnikom wykres wysokości bo to jest właśnie ta górka.
Ta górka na 25 kilometrze nieraz potrafi wkurzyć, ale nie dzisiaj. Las był zaletą. Wadą tego kursu było, że zaraz po wjeździe był mały zjazd no a potem trzeba było wracać tą samą drogą, czyli lekko od górkę by zjeżdżać...
I. Druga klientka od sushi okazała się mieszkanką "Słonecznej Moreny" na ul. Lema. Daleko, ale znalazłem fajną drogę pod estakadą. To jest takie ciekawe miejsce bo pod drogą rosną drzewa i jest nawet staw retencyjny. To tak jakby pod drogą był rezerwat przyrody... (tu przesadziłem bo tam rezerwatu nie ma - jest błotnisty parking). Okolica niebanalna. Ruch w interesie musiał być duży bo system zawołał mnie z powrotem do Wrzeszcza po pizzę. Miałem na to niby 9 minut (nieosiągalne - wyszło ok 20).
Słoneczna hue hue Morena Robyga
J**. Przyjechałem spóźniony po tą pizzę a tu się okazało, że biorę też drugie zlecenie z tej pizzerii. Pierwszy odbiorca pizzy to był wrzeszczanin. Nazwisko miał wiceprezydenckie, ale to nie on. Potem system kazał mi robić zygzaki na mapie. Bo zwolniło się miejsce w torbie u góry, także jechałem do restauracji na Garnizonie. Czyli kolejny "wąż" choć stary "wąż" jeszcze nie skończony.
K. Z Garnizonu kazało mi wrócić do Dolnego Wrzeszcza (zygzak jak cholera) na ul. Hallera 132. To nowy blok wokół którego trzeba robić rundy honorowe. Mieszkań jest koło 200 i nie ma systemu klatek A,B,C,D tylko cztery wejścia z oznaczeniami liczbowymi (np. 1-48, 49-98, 99-168, 169-200). Dzisiaj nie zgadłem i robiłem właśnie rudę wokół czterech wejść do budynku. Domofon też nie działał i klientka musiała schodzić na dół.
L. W torbie ciągle miałem danie z Garnizonu. Zawiozłem je na ul. Nadmorski Dwór. Klient nie oznaczył dokładnie adresu. Też trzeba było dzwonić... Chciałem już tam kończyć no, ale zawołała mnie restauracja na Przymorzu (dzisiaj tu nie byłem!).
Tej ścieżki nie znałem!
Ł. Stąd pojechałem do klienta na Zaspie na ul. Jana Pawła II (dawny pas startowy lotniska czynnego do 1974 roku).
To był już definitywny koniec. Zmęczenie już było no i nadchodził pomału deszcz.
Wyszło niemal 50 km i 128 złotych.