Sopockie zakamarki
Przedostatni dyżur przed urlopem na Westerplatte
Przedostatni dyżur przez urlopem - Westerplatte
Nie to żebym nie lubił tego co robię, ale odpoczynek mi się najzwyczajniej należy. Dlatego dzisiaj zagryzłem zęby i rześko udałem się do pracy. Poranek był kulminacją drobnych nieszczęść. Bo tu trzeba koledze przewodnikowi odpisać bo będzie kontynuował moje wycieczki. Potem pękające słoiki, plamy na spodniach od konfitur, a jak już wychodziłem to dzwoni organizator turystyki, że przewodnik, którego mu poleciłem nie daje znaku, że żyje.
Okazało się, że zaspał. A mi nie wiedzieć czemu głupio za błędy innych...
Jak już jechałem rowerem na statek to okazało się, że z tego wszystkiego zapomniałem wziąć ze sobą zestawu nagłośnieniowego. W połączeniu z "poprzeziębieniowym kaszlem" mogło to oznaczać trudny dzień.
Tyle z codzienności dowolnego pracownika w dowolnej firmie.
Oprowadzałem dwie dość spore grupki. Jeśli chodzi o wielkość to określiłbym to jako "średnie". Najpierw było to 13 osób a potem 11 osób i jest to jeszcze liczba, którą da się ogarnąć głosem, ale trzeba go "wznieść na wyżyny". Na początku czułem, że może być ciężej bo im głośniej mówiłem tym bardziej czułem drapanie w gardle połączone z kaszlem. Przeszło gdzieś po 10 minutach, ale obawiałem się czy turyści nie "kichną" na takiego zkichanego przewodnika.
Dwa trudne dla mnie pytania to były pytania o stopień wojskowy dowódcy kompani szturmowej. Nie wiedziałem. Teraz wiem. Oberleutnant, porucznik. Taki los człowieka, którego studiował w czasie gdy studentów od razu brano do rezerwy bez brania w kamasze.
Wieczorem miałem jeszcze drugą fuchę. Przyjemny spacer z kuracjuszami między Jelitkowem a Brzeźnem. Odpoczynek w pracy.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io