
Koniec codziennego blogowania kurierskiego 🚲
Jedni robią pompki, inni idą na basen lub siłownię. Jakoś nie potrafię się zmotywować do tego typu działania. Moją odpowiedzią na to jest boczek, dużo boczku torba kurierska i rower.
Taki miałem właśnie dzień. Dużo spraw załatwionych, dużo przemieszczania się. "Przemieszczanie się" biorę jednak w cudzysłów bo za pomocą samochodu to bardziej jest nużący teleport. Zegarek mierzący tętno wskazywał mi przez cały dzień liczby 60-80. Dopiero wieczorne wyskoczenie na rower dało mi te 120 i zdrowe złapanie powietrza. Jeździłem jedynie godzinę. Czuję że to mało, ale bez tego było by fatalnie.
Zacznijmy od dowciapnego klienta, który tak się przedstawił kurierom i ludziom w restauracji. to było pierwsze zlecenie z Wolta na Przymorze za 13 złotych ;)
Kolejne były bliżej naszej osi komunikacyjnej, czyli ulicy Grunwaldzkiej. To blok z 1971 roku - jeśli za datę budowy uznamy rok produkcji windy. Jest to jeden z tych bloków gdzie winda zatrzymuje się jedynie na parzystych piętrach.
Trasa i tabelka:
Ten południowy fragment był na pusto. Bez zleceń, bez zarabiania - pomału wracałem do domu licząc, że któraś z dwóch aplikacji coś mi jednak zaproponuje. Udało się
W sumie złapane 36 złotych co jest średnim wynikiem. Byłoby poniżej minimalnej stawki godzinowej, ale wpadł napiwek 2 złote. Właśnie te drobnostki robią robotę. To pokazuje, że bez napiwków ta praca robi się szorowaniem po dnie ;)