Sopockie zakamarki
Gdański dzień wycieczkowy
Ciężko opisywać wycieczki, które się oprowadzało. Nie wszystko można opisać, nie kazdy życzy sobie by napisać jak się zachowywał, kiedy był radosny a kiedy zmęczony. Jak robi się to profesjonalnie to moje wrażenia to bardziej kwestia współpracy z biurami podróży. Do tego dochodzi moja własna forma, pogoda, program oraz szlifowanie tego jak moją wiedzę chcę turystom przekazywać.
Dzisiaj usłyszałem na prawdę miłe podziękowania. Było szczere machanie na pożegnanie, były wspólne tematy. Doceniono także to, że starałem się "duchowo" przekazywać informację o kościołach. Wznieść się ponad to co widać. Oprowadzanie po kościele według mnie tego właśnie wymaga. Inaczej byłby to pusty opis cegieł.
To był dzień, który rozpocząłem od szybkiego zwiedzania Muzeum II Wojny Światowej. Nie jest to moja ulubiona forma zwiedzania tego miejsca. Tu akurat warto przystanąć i w kilku miejscach trochę wejść w historie osobiste. Tym razem musiało być to podane w formie skumulowanej. Pierwszy raz byłem też świadkiem wyproszenia turysty z wystawy z racji na nieodpowiednie zachowanie. Nazizm, obozy koncentracyjne to nie powód do uśmiechów i "selfiaków".
Na wystawie zrobiłem tylko jedno zdjęcie. Dla mnie ważne. To zakończenie wystawy z murem i symboliczną żelazną kurtyną. Chodzi o ten film, który z racji na wykańczające nas spory znikł i został zastąpiony przez...szkoda gadać. Teraz mamy w końcu klamrę kończącą wystawę
Następnie spacerowałem z turystami po Gdańsku. Wycieczka była przemiła! Już na starcie jedna z opiekunek mnie uratowała! Wypatrzyła z 200 metrów identyfikator do wspomnianego wyżej muzeum, który wypadł mi jak do nich biegłem. Jestem winien Pani kawę!
Zwiedzaliśmy to co się zwiedza najprzyjemniej. Piękne miasto o ciekawej historii, do tego z mnóstwem atrakcji na każdym kroku.
Motława - dawny kręgosłup miasta. Od rzeki zaczynał się cały handel
Wyspa Spichrzów i zachowane dawne tory towarowe
Motława i kładka zwodzona przez nią
Płyty nagrobne i epitafia Bazyliki Mariackiej
Komin statku Sołdek wystający znad zieleni Ołowianki
Na koniec grupa mnie jeszcze podrzuciła autokarem w stronę domu. Żyć nie umierać a serce rośnie! Następnego dnia nie było tak miło ;), ale o tym już w następnym "odcinku"