Sopockie zakamarki
Zapraszam do gdańskich muzeów! Nowe uprawnienia, nowa wiedza
Dzisiaj w końcu po zdanych egzaminach mogę Was śmiało zapraszać do wspólnego zwiedzania wszystkich oddziałów Muzeum Gdańska.
Do wyboru macie mnóstwo atrakcji: od centralnie położonych wnętrz Ratusza Głównego Miasta (1), Dworu Artusa (2) i Domu Uphagena (3), po położone kawałek dalej Muzeum Bursztynu (4), Muzeum Nauki Gdańskiej (5), Muzeum Poczty Polskiej (6) oraz najdalej od centrum Westerplatte (7) oraz Kuźnię Wodną w Oliwie (8). Na Wisłoujście (9) jeszcze nie mogę zaprosić bo jest w remoncie (za dwa lata będzie dobrze).
O wszystkich tych oddziałach słuchaliśmy przez ostatnie 3 tygodnie. Notatek zapisałem 90 stron, zdjęć narobiłem dużo. Świeżą wiedzę łączyłem z notatkami zrobionymi na podyplomowej Gedanistyce. Najtrudniejsze było jednak przygotowanie się do egzaminu. Trochę człowiek odwykł od sesji, kolokwiów. O tym jeszcze za kilka zdań.
Kurs był fajną okazją do integracji przewodnickiej. Dobrze pogadać i poznać warsztat koleżanek i kolegów z ulicy. Zazwyczaj się po prostu mijamy i wzajemnie pozdrawiamy. Teraz można było poznać się bardziej.
Cieszę się z porządnego odświeżenia wiedzy. Najbardziej chyba z Muzeum Bursztynu. Ta nowa siedziba była przeze mnie nielubiana bo jej nie mogłem okiełznać. Teraz już wiem co i jak. Dzięki kursowi odważniej będę też proponował atrakcje tych wszystkich oddziałów. Dotychczas też tam oprowadzałem, ale niektóre eksponaty człowiek pomijał wiedząc po prostu za mało. Przykładem niech będzie Mała Sala Wety w ratuszu z kolekcją kilkusetletnich gdańskich sreber. "Tu są srebra, które tworzono w Gdańsku lata temu. Idziemy dalej". Teraz już mogę co nieco powiedzieć o repusowaniu i pomanderach na zapachy.
Kurs był małą przerwą w życiorysie. Dotychczasowa aktywność musiała iść na bok na rzecz analizy notatek, zdjęć i książek. Tryb życia całkiem nieprzyjemny. Tydzień przed egzaminami był teoretycznie czas wolny, ale co to za wolność gdy za pasem egzamin.
Efekt: egzamin zdany bez większych nerwów, choć nie powiem atmosfera po części pisemnej była "solidarna". Solidarnie stwierdziliśmy, że był on trudny a miał być łatwy. Taki był "nieprzewodnicki".
Egzamin teoretyczny mnie zaprowadził do Dworu Artusa. Pochwalę się wrażeniem, że dobrze mi się oprowadzało komisję. W końcu mogłem wywalić z siebie te wszystkie Lukrecje, Meyerheimy, Diany, Luisy de Sy i Bajardy z Hajmonami a na dodatek ktoś mnie rozumiał.
Także zapraszam do poznawania wnętrz! Zwłaszcza, że idzie zima.