Zimowe przygody! Rowerem z lodami między klientami.

To był jeden z najbardziej ekstremalnych dni w jakie jeździłem na rowerze. Na szczęście nic nie musiałem i po 3 godzinach mogłem spokojnie przerwać dalsze jeżdżenie. Było ryzyko przewrotki, choć dostatecznie panowałem nad rowerem.

Ludzie ślizgający się na ulicy pozdrawiali mnie. Klienci uśmiechali się bo wyglądałem jak bałwan. Cały w śniegu, torba też cała w śniegu. Najbardziej wymownie odezwała się rodzinka na ulicy Krynickiej: "JEZUS! Rower! Ryzyko musi być". Podobnie mówili ludzie z restauracji ("Nie nooo! wszystko teraz stoi") oraz z klatki schodowej ("Podziwiam, że pan rowerem"). Odpowiedziałem przesadnie, że teraz to tak bardziej pół na pół - jazda & chodzenie/podpieranie.

Pytanie czy to było ekstremalne?

A czy ekstremalne nie jest jechanie autem w korku po śliskiej jak szklanka ulicy? Czy nie jest szaleństwem jazda z minimalną widocznością? Czy rozsądne jest spędzanie godziny wśród morza stojących samochodów, które nie mogą się ruszyć w żadną ze stron?

Wróciłem bezpiecznie i powiem Wam, że coś we mnie krzyczy by komunikować głośno, że nie ma korków, ale jest zły wybór środków transportu. Oczywiście nie ma sensu przerzucać wszystkich na rowery, ale metody kombinowane (kolej/tramwaj/rower/rower publiczny/pieszo) mogą być rozwiązaniem. Wtedy zamiast nerwowej godziny w samochodzie na krótkim dystansie - spędzimy na podróży 40 minut, ale będzie to podróż mniej wygodna niż zwykle.

Bałem się o Małżonkę, która po pracy jeszcze miała jechać na miasto załatwiać jakieś sprawy. Wybrała rower choć się tego obawiała. Wróciła do domu i pierwsze co powiedziała to: "Fajnie!". Moja bohaterka!

Także domownicy zadowoleni a wokół tłum narzekaczy - lokalny portal do narzekania.

Jak jeździłem i czy to się opłacało?

output (11).gif

To była udany wyjazd rowerem i na prawdę się cieszę, że nie zostałem w domu. Lenistwo kusiło bo służbowo to w tym tygodniu rozwożenie jedzenia nie jest na pierwszym miejscu.

Pierwsza godzina była normalna jak na polską zimę. Jezdnie w miarę czarne, temperatura 1 stopień na plusie. Zrobiłem 3 kursy do granic Sopotu, potem do falowca, dokładnie do klatki po której oprowadzałem cały rok turystów. Fajna sprawa.

PXL_20240115_132839852-COLLAGE.jpg
Falowiec z 1969 roku z ulicy Piastowskiej 100

Wiozłem potem obiad i...lody. Tych lodów miałem szukać w sklepie pod wskazanym adresem. Nie były one w sklepie, ale w magazynie. W jednej z klatek schodowych pani sprzątająca tak odświeżyła windę, że gryzący zapach środka czyszczącego czułem jeszcze przez pół godziny. Tak zrealizowałem 3 zlecenia w godzinę i pamiętam, że nie miałem czasu spojrzeć na aplikację ile w ogóle zarobiłem.

Czwarte zlecenie było już w śnieżycy. Padało bardzo gęsto i ciężko było się odnaleźć w tej bieli. Szare osiedla nagle stały się białe. Na dodatek kurs okazał się taki średni. Oddalał mnie od domu - no ale takie są uroki jeżdżenia w Uberze, że nie możemy sobie wybierać miejsca dostaw.

PXL_20240115_135858794-COLLAGE.jpg
Przymorze - okolice między ulicami Jagiellońską a Kołobrzeską

Jechało się ciężko. Po deptakach względnie. W ogóle nieźle jechało się po świeżym śniegu typu puszek. Niebezpieczniej było zjeżdżać na wyjeżdżone i ubite lodowisko na drogach. Jechałem tak ulicą Meissnera i bardzo uważałem. Zero zakrętów, jak najłagodniejsze łuki, hamowanie leciutkie pulsacyjne i z wyprzedzeniem. Jak dobrze mieć zestaw hamulców: rolkowy + w piaście!

Zdjęć zbyt wielu nie miałem możliwości zrobić. Śnieżycę chyba najlepiej ukazuje zdjęcie z któregoś tam piętra z bloku przy ulicy Leszczyńskich na Zaspie. Widać śnieg, w dole widzicie też człowieka, który... hmm walczy.

PXL_20240115_141926147.jpg

Potem miałem szczęśliwy kurs bo z jednego miejsca (budka z kebabami) dostałem aż trzy zlecenia do rozwiezienia. W Uberze takiej sytuacji nie pamiętam. Obawiałem się adresów klientów, ale okazało się cudownie, że wszyscy byli z Wrzeszcza i Zaspy, a ci z Zaspy to nawet byli sąsiadami. Za zrobienie siedmiu zleceń była premia 17 złotych. Dobry, szybki zarobek.

Pospiesznie wyłączyłem Uber Eats bo obawiałem się, że zaraz dostanę jakiś kurs np. na Ujeścisko lub Morenę. Bardzo dobrze zrobiłem! Włączyłem Wolta po "mitycznych" podwyżkach.

Filmik szczęśliwego rowerzysty

Wybrałem 4 kursy. Najpierw dwa bardzo krótkie we Wrzeszczu. Też miałem szczęście bo klienta nie było, kazał zostawić jedzenie u sąsiadów. Gdy już przekazałem jedzenie to dostałem info by jednak jedzenie wróciło do restauracji. Za późno! Na szczęście dla mnie bo przeciągające się zlecenia potrafią zepsuć dzień.

Przedostatnie zlecenie "rozsądnie" wziąłem w kierunku domu. Kusiło zarabianie i walka ze śniegiem, ale bezpieczniej być bliżej domu. Ostatni kurs był króciakiem po Przymorzu.

image.png

Ostatnio takie tempo zarabiania (powyżej 45 zł/h) miałem 6 grudnia. Jak widać "im gorzej tym lepiej", czyli im gorsze warunki tym większe możliwości zarobku. 7 zleceń z Uberem i 4 z Woltem (108 zł i 47 zł). W napiwkach 12 zł do 5 zł.