
Koniec codziennego blogowania kurierskiego 🚲
Nie nazwał bym tego jednak superbohaterstwem. Miło jednak komuś pomóc.
Jak niemal co dzień rozwoziłem jedzenie na rowerze. To był nawet udany dzień. Wiozłem jakieś słodkości (ładne białe pudełko z różową wstążeczką) do stałej klientki. Byłem już u niej tyle razy, że dzisiaj zdziwiło mnie, że jedzenie zamówiła tak późno. Dwie godziny później niż zwykle. Ale nie o tym.
Wyjeżdżając z cukierni mijałem starszą panią (jak to mówiła kiedyś młodzież: 70 level), która pochylała się nad swoim rowerem. Ubrana w coś różowego, grubego. Rower był obładowany torbami jakby pani np wracała z zielonego rynku, który jest niedaleko. Łańcuch pani spadł. Jedną ręką przytrzymywała rower, drugą próbowała założyć łańcuch na zębatkę.
Jak to każdy superbohater... minąłem panią. Sumienie mnie jednak ruszyło, bo:
Zerkałem do tyłu czy pani sobie radzi z tą naprawą i będąc już kilkadziesiąt metrów od niej widziałem, że chyba nie.
Trudno się mówi, stała klientka poczeka. Wróciłem do pani w różowym.
Położyłem na bok moją torbę, zagadałem. Pani mówiła, że zaraz naprawi. Pani trzymała kierownicę a ja uniosłem tylne koło. Wystarczyło jedno przyłożenie kciuka do łańcucha. Wpadł na swój tor. Teraz jedynie pokręcić pedałem i już. Po prostu w dwie osoby zawsze łatwiej, stabilniej.
Zaskoczenie było spore, a ja przy tym miałem sporo szczęścia. Powiedziałem pani, że mam taki "magiczny chwyt i już!".
Koniec historii o super-pseudo-bohaterstwie.
Przypomniało mi się teraz jak urodziwa koleżanka ze studiów opowiadała, że jak jej łańcuch spadnie to gra "blondynkę". W jej przypadku mimo blond włosów to na prawdę była gra bo to był wybitny umysł (najlepsze liceum, trudne studia itp). Ona po prostu rozkładała ręce i się uśmiechała, grała bidulkę. W końcu któż by nie chciał jej pomóc. Nam natomiast powiedziała, że tu chodzi o to, żeby nie pobrudzić sobie rąk...
Haha, właśnie to powiedziałem żonie i mówi, że u niej w pracy też chłopy się rwały do pomocy przy jej "spadniętym" łańcuchu. Nawet jak facet miał rękę w gipsie.
Tyle historii łańcuchowych.
Strašidlo do którego już przywykłem, Gdańsk ulica Lęborska
W pracy dzisiaj było nawet nieźle bo po raz pierwszy od 7 dni przebiłem grafik, czyli zarobiłem więcej niż nasza pensja minimalna za godzinę. Wyszło to naprawdę rzutem na taśmę. Te słodkości do stałej klientki dowiozłem jednak na czas. Gdybym był 4 minuty później to już bym miał "nie przebity grafik". Musieli by mi dopłacić 3 zł za mały ruch.
Po 4 zleceniu miałem pauzę z 20-30 minut i zanosiło się, że będzie tak jak ostatnio. Tak mi się wydaje, że ostatnio jest u nas słabo z zarobkami bo około 13 na mieście pojawiają się dostawcy, którzy chcą dorobić. Nas na grafiku też jest dużo i suma summarum na jazdę zlecenie trzeba sporo czekać.
Po kolei kursy:
Też ulica Lęborska, ale teraz buduje się już tak
Widok ze Śląskiej 35. Pamiętacie? Bo już tu byłem ze dwa razy
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io