Sopockie zakamarki
Gdański miszmasz czyli od ciemnych dzielnic po piwo
Przy okazji pracy można zobaczyć trochę świata. Dzisiejszych wojaży mam aż zanadto. Opatrzność i algorytmy wysłały mnie aż na Dolne Miasto, ale do tego dołożyły pagórki Migowa, Aniołków i Wrzeszcza.
A teraz dopisane później zdanie, że warto przeczytać o wycieczce, którą odbyłem dwa dni później. Pełniejsze opisy i więcej zróżnicowania miasta. odwiedziłem jeszcze ciekawsze miejsca i polecam czytać ten link.
[English summary: Short descriptions of places in Gdańsk that I saw while working. At the beginning, the city center, then a district forgotten for years, then a street that was once famous for its beer exported from here.]
To zdjęcie Głównego Miasta. Ulica Tkacka zbiega się z Długą. Kamienica narożna po lewej ma wna płycinach przedstawienia dotyczące żeglarstwa. Jak to w portowym mieście. Możemy tam wyczytać: "Żeglowanie jest koniecznością, życie niekoniecznie" ( "Navigare necessum est" i "Vivere non necesse").
Zdjęcie z ręki na cztery ostatnie kamienice ulicy Długiej. Tu zaczyna się numeracja tej ulicy. Kończy się naprzeciwko.
Teraz czas na Dolne Miasto:
Nie pamiętam czy jako kurier byłem na Dolnym Mieście. Coś tu już opisywałem. Nie wiem. To część Śródmieścia, niedawno rewitalizowana, a wcześniej okolica raczej nie słynąca z bezpieczeństwa. Można by tą dzielnicę nazwać barwnie, że to była kiedyś taka nasza Wenecja. Między Świńską Łąką był np. Świński Rów a po założeniu dzielnicy łąkę tę zagospodarowano i osuszono za pomocą sieci kanałów. Istaniały one aż do końca XIX wieku.
Co do złej sławy to były raczej plotki i pomówienia, ale Dolne Miasto ma w sobie coś wspólnego z poznańską Wildą lub stołeczną Pragą Północ. Dzielnica na uboczu tzw. starówki, przedzielona dwupasmową drogą. Jednym słowem turyści tu nie zaglądali.
Kurs miałem tam tylko jeden na ulicę Zieloną. Warto tu wspomnieć o pomyśle z czasów działań rewitalizacyjnych, czyli o zielonym oknie. Dobrze, że ta inicjatywa przetrwała do dzisiaj. Dlatego szybko utrwaliłem to na zdjęciu.
Dopiero na powiększeniu widać np. pozostałości dawnej zajezdni tramwajowej (na trzecim planie).
Tu wspomniane zielone okno:
Przyszło mi wracać do Głównego Miasta. Jakby dla kontrastu teraz jedna z najbardziej znanych panoram miasta z końca ulicy Piwnej.
Tu warto wspomnieć o piwie. Bo ta uliczka zawdzięcza swoją nazwę Jopenbier, czyli piwie jopejskiemu. Jak będziecie w Gdańsku to dajcie znać bo chętnie bym spróbował. To znaczy tego średniowiecznego piwa nie da się spróbować, ale można skosztować jego odtworzoną wersję. Wszystko się zmieniło, słód, woda, chmiel. Podobno niemal nie nadawało się do picia. Był to bardziej gęsty syrop i jako taki nieraz był używany.
Dzisiaj można współczesnej wariacji na ten temat spróbować w lokalnych browarach restauracyjnych PG4. Smak odtworzyć starają się także browary belgijskie (Brouwerij Huyghe, De Proefbrouwerij).
Ulica Kołodziejska i dalej Węglarska (przedłużenie Tkackiej). W tle Hala Targowa z końca XIX wieku, która w przyziemiach ma odtworzone archeologiczne pozostałości po średniowiecznym kościele. Polecam tam zajrzeć (jak tu przyjedziecie) bo to niecodzienne uczucie - podziwiać resztki kościoła gdy naokoło są sklepy z wędlinami.
A poniżej już coś z innej dzielnicy (Wrzeszcz). Ukryty w ogródku domek przy ulicy Do Studzienki. Kolejna zaleta tej pracy. Można zajrzeć tam gdzie ciężko zajrzeć nawet idąc spacerem.
Na koniec (ostatkiem sił raczej) pojechałem na Przymorze. Tam pierwszy raz byłem w 17-piętrowych blokach, które podobno z daleka przypominają tańczącą parę. Oczywiście to tylko deweloperska nowomowa. Widoków z góry nie uświadczyłem.
Także tyle do "podziwiania".
Jeśli chodzi o dzisiejszą pracę i kursy to były one dość parszywe. 5 km na jedno zlecenie to więcej niż zwykle. Zrobiłem 60 km i to też dużo jak na mnie. Zarobek godzinowy dość słaby bo 20,6 zł brutto na godzinę. Wszystko przez pierwszy parszywy kurs. Jechałem na Morenę, na którą rowery podobno nie miały wjeżdżać. No ale mnie tam wysłało (może przez bardzo duży wtedy ruch). Na dodatek jak już byłem w drodze to mnie cofnięto z powrotem do restauracji abym po chwili i tak jechał tam znowu. W ten sposób pierwszy kurs zajął mi jakieś 40 minut więcej niż zwykle. Już wiedziałem, że tego nie nadrobię.
Potem z kiepskich kursów to byłem na Zabytkowej (ostra, krótka górka) i na koniec w dzielnicy Aniołki w akademikach. Do tego było wiele spóźnionych już na starcie zleceń do których nieprzyjemnie się jedzie. Bo to nie my zawiniliśmy, ale tak to niestety wygląda.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io