
Naprawione
Po wielu miesiącach przerwy wróciłem do pracy jako kurier rowerowy na rowerze zwykłym, a nie elektrycznym. Powodem jest to, że mój elektryk trafił do serwisu i czekam na informację, co się z nim dzieje.
Od razu nasuwają się porównania, bo człowiek szybko przyzwyczaja się do lepszego. Słyszałem już wcześniej, że jeśli raz spróbujesz jeździć na rowerze elektrycznym, to ciężko wrócić do zwykłego. Czy tak jest? I tak, i nie. W wakacje sporo jeździłem na rowerze tradycyjnym i była to czysta przyjemność. Podjazdy sprawiały mi frajdę, nie narzekałem na rower.
Natomiast wczoraj, kiedy zamiast elektryka jeździłem zwykłym rowerem jako kurier, pierwsza godzina była ciężka. Każde ruszanie ze skrzyżowania czy spod świateł czułem w nogach jako dodatkowy ciężar. Do tego rozpędzałem się do mniejszej prędkości niż zwykle. Dane z GPS pokazały, że w większości poruszałem się z prędkością 18–20 km/h. Na prostych odcinkach udawało się dojść do 25–27 km/h, czyli podobnie jak na elektryku, ale średnia prędkość i tak była niższa.
Łącznie jeździłem 4,5 godziny, podzielone na dwie części. W tym czasie zarobiłem ponad 160 zł. Nie jest to dużo, ale daje stawkę godzinową 36 zł, co w sezonie letnim uważam za całkiem dobry wynik. Lato w tej branży jest najsłabszym okresem, najlepsze są zimy.
Dla porównania, w zeszłym tygodniu na elektryku miałem stawki godzinowe 30, 35, 35 i 42 zł. Wyniki na rowerze zwykłym wcale nie odstają. Różnica jest jednak taka, że po 4,5 godzinach na zwykłym rowerze byłem zmęczony i nie miałem ochoty jeździć dłużej. Na elektryku spokojnie dałbym radę kolejne kilka godzin, co oznaczałoby dodatkowe 60–80 zł zarobku. To właśnie przewaga elektryka — mniej zmęczenia, ale przez to jazda bywa bardziej monotonna.
Trasa wczoraj wyglądała następująco: z Oliwy pojechałem w okolice Wrzeszcza, na Garnizon. Tam dostałem dłuższe zlecenie do Brzeźna i Letnicy. Stamtąd wracałem przez Przymorze i Żabiankę do Oliwy. Potem kolejny kurs na Garnizon, powrót do Oliwy i ostatnie kursy w północnej części dzielnicy. Pod wieczór miałem jeszcze jedno podwójne zlecenie w okolice stacji PKP Oliwa i do Sopotu na ul. Niepodległości.
Jednym z moich celów dnia było osiągnięcie 32 tys. kroków w aplikacji Actifit. Udało się to dopiero podczas ostatniego kursu, więc wracałem do domu zadowolony.
Zdjęć niemal nie robiłem, bo jazda na rowerze zwykłym wiąże się z brakiem prądu i koniecznością oszczędzania baterii w telefonie. Tym razem pozytywnie mnie zaskoczyła — wytrzymała cały dzień. Pamiętam, że na poprzednim telefonie musiałem regularnie podpinać się do powerbanka.
Podsumowując: dzień minął aktywnie, ciekawie i z satysfakcją.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io