Mój prywatny rekord zarabiania

Przy takim tytule pewnie wszyscy myślą, że będzie o bitcoinach i giełdzie krypto-walut. Nie, nie. Tu będzie o moim prywatnym rekordzie w zarabianiu jako "Kurier z Oliwy". Żadne kokosy, ale jest jednak satysfakcja bo kilka godzin robiłem to co lubię - jeździłem na rowerze, a dodatkowo dostanę za to pieniądze. Dzisiaj jeździłem najdłużej w ciągu dnia od początku mojej pracy w tym fachu tj. od września.

Może tym razem zacznę od mapki:
Opera Zdjęcie_2019-11-29_230109_www.strava.com.png

Żeby służbowo robić 60 km to mi się wcześniej nie zdarzyło. Strzałkami zaznaczyłem najpoważniejsze dzisiejsze wzniesienie. 40 metrów w górę i to na początku mojej drogi. Nieraz po takim podjeździe człowiek ma już ochotę wracać do domu.

Teraz przejdę do 11 etapów mojej dzisiejszej podróży (tyle zleceń dzisiaj obsłużyłem):

  1. Dzisiaj miałem najwygodniejszy możliwy start pracy, czyli z domu. Zjadłem lekki obiad, zrobiłem herbatę, przygotowałem wszystkie rzeczy do pracy. Gdy herbata nadawała się już do picia to usiadłem przy laptopie a w telefonie włączyłem się w aplikacji kurierskiej w stan gotowości do rozwożenia. Za 15 minut dźwięk dzyń-dzyń-dzyń oznajmił, że w pobliskiej restauracji mnie już oczekują. Szybki łyk herbaty i już zbieram się na rower.
    Pierwszy kurs bardzo bliski. Tak bliski, że człowiek nawet mógłby się zastanawiać czemu ktoś zamawia dowóz dania, skoro ma do niego 3 minuty piechotą? Różne jednak przypadki chodzą po ludziach.

  2. Drugi kurs wywiał mnie do Wrzeszcza. Dojazd tam w 11 minut był nieosiągalny. Spóźniłem się około 3 minut. Cuda staram się robić, ale w pewnych granicach bezpieczeństwa.
    IMG_20191129_131741.jpg Dobrze zresztą, że nie pędziłem bo po odebraniu pizzy okazało się, że mam z nią jechać w jedną z najgorszych możliwych lokalizacji. W tle zdjęcia widać ten podjazd. To Morena i Suchanino - ciekawe dzielnica, położone jednak 50 metrów nad Wrzeszczem. Planowałem dzisiaj złapać jak najwięcej zamówień a tu na początek takie coś! Miejsce nie dość, że pod górkę to oddalone od naszych restauracji - a to oznacza dłuższy czas bez towaru na plecach.

  3. Zjeżdżając z powrotem w kierunku Wrzeszcza aplikacja skierowała mnie na Młyniska do tamtejszego baru.
    IMG_20191129_134214.jpg
    Jechałem przy dawnych domkach fundacji Abbega. To był taki niemiecki program Mieszkanie+, ale chyba skuteczniejszy. W Gdańsku było kilka takich osiedli komunalnych. Ceglane, wygodne domki z małym ogródkiem. Odebrałem jedzenie, sprawdzam gdzie z nim jechać, a tam znowu ulica, którą na mapce zaznaczyłem strzałką. Znowu podjazd, na szczęście krótszy o tę najgorszą część.

  4. Na to zlecenie musiałem dzisiaj długo czekać. W zasadzie było ryzyko, że na trzech kursach się skończy. Jechałem w stronę domu, myśląc nieco o letniej jeszcze herbacie w dzbanku. Zajechałem dla grzeczności pod najpopularniejszy dzisiaj bar (promocja, gratisy) i opłaciło się. Od razu dźwięk kolejnego zlecenia. Zlecenie fajne - na mapce jechałem do tej uśmiechniętej mordki. Nie wiedziałem, że mamy w mieście coś takiego jak "Szkoła Kreowania Wizerunku" i to z internatem.

  5. Cieszyłem się, że jestem na Przymorzu - tu mi się najlepiej jeździ/ Przede wszystkim czuję, że jakby co to 10 minut i jestem w domu. Zawołała mnie jednak aplikacja i z dużego centrum handlowego miałem kurs w okolice falowców. Już tam byłem, także tylko zakasać rękawy i wio.

  6. Kolejny kurs także na Przymorzu. Czułem już zmęczenie. Niepokoił mnie czas jaki miałem od odbioru dania do jego dostarczenia. To było około 20 minut, a to może oznaczać daleki kurs poza moją strefę komfortu. Okazało się, że mam jechać do dawnej tzw. Indiańskiej Wioski. Poczytajcie Guntera Grassa - on właśnie opisywał dziecięce zabawy nad stawem we Wrzeszczu. Dzisiaj niestety miejsce stawu i dawnych niskich zabudowań zajmuje pusty, asfaltowy parking przy Galerii Metropolia. #betonoza

  7. Byłem już zmęczony. Na dworze zrobiło się szaro. Myślałem o powrocie do domu a przynajmniej na Przymorze lub do Oliwy. A tu się okazało, że znowu mam jechać do tego baru na Młyniskach. Na mapce to miejsce najbardziej na wschód z dzisiejszej trasy. Niespodzianie jednak przejażdżka przez Dolny Wrzeszcz (ul. Wajdeloty, Danusi, Lendziona) wyleczyła mnie ze zmęczenia. Nie wiem jak to się stało. Może lekki zjazd Wajdeloty, może ciasne zakręty, urozmaicona droga?
    Kolejna dobra wiadomość to to, ze miałem łączone zamówienie. Czyli dwa dania w jednej torbie. Trochę komplikuje jazdę, ale jednak dzisiaj chciałem mieć jak najwięcej zamówień. Pieniądze też są lepsze z takich kursów. Co dwa dania to nie jedno.
    IMG_20191129_162103.jpg
    Spodobała mi się klatka schodowa na rogu Grunwaldzkiej i Do Studzienki. Nie wiem czy jest ona z ok. 1920 czy raczej z lat 50. Dzielnicę zabudowywano około 1900 roku, ale zaraz po wojnie także dużo się tutaj działo.

  8. Bardzo dobrze jechało mi się w kierunku ul. Grudziądzkiej. Spodziewałem się hałasu a tu ruch był wręcz śladowy. Niestety tak byłem skoncentrowany na znalezieniu adresu Grudziądzka 12, że zupełnie przeoczyłem tablicę z nr 10.
    IMG_20191129_164958.jpg
    I tak stojąc w złym bloku zadzwoniłem do klientki by za chwilę ją zobaczyć zza szyby w bloku sąsiednim. Trochę głupio bo z 5 minut na to zeszło.

  9. Do domu chciałem wracać już dwie godziny temu. Tym razem udało się chociaż zbliżyć do domu. Znowu Przymorze znowu bar najbliżej domu (z punktu nr 1). Tu się czuję dobrze, zwłaszcza jak jestem zmęczony. Kurs miałem pod granice Sopotu do bloków, które mają specyficzne windy. Zatrzymują się na co drugim piętrze.
    IMG_20191129_171538.jpgW oczekiwaniu na danie sfotografowałem oświetlenie biurowca. Jakie mamy dzisiaj święto? Takie iluminacje są odpalane np. na święta państwowe

  10. Wracając do domu mimo wszystko liczyłem, że skoro jest taki ruch, to może coś jeszcze? No i trafiło się zlecenie w najpopularniejszej pizzerii w północnej części Gdańska. Przy pizzerii pogadaliśmy sobie we trójkę z innymi kurierami. Miła wymiana doświadczeń. Kurs przyjemny wewnątrz dzielnicy.

  11. No koniec miałem kolejny wewnętrzny kurs po Przymorzu.

Ile można jeździć? Żona pewnie już czeka. Wróciłem do domu.

Opera Zdjęcie_2019-11-30_001538_docs.google.com.png
Jeżdżenie za zleceniami działa jednak jak narkotyk. Chyba tylko u nas w firmie tak jest. Może jeszcze u Uberów. Mnie dzisiaj motywował bonus 100 zł, który mogę dostać w poniedziałek jeśli zrobię 40 zamówień w 7 dni. Po dzisiejszym dniu brakuje mi już tylko 9 zleceń. Z jednej strony 100 złotych to nie jest tak dużo. Z drugiej jest coś ze sportu w takiej jeździe. Trochę jak w rajdzie na orientację. Chcesz znaleźć kolejny punkt, a po nim kolejny, a po nim kolejny...

Zdjęcia wczytane później z archiwum: